Weekendowe ćwiczenia z inflacją

Inflacja w Polsce  to ostatnio 3,8%. W przyszłym roku ma być wyraźnie mniej. Inflacja to oczywiście średni wzrost cen towarów i usług konsumpcyjnych w państwie w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy. Dlaczego tych miesięcy jest akurat dwanaście ? Zapewne dlatego, że dają one równo rok, a w stosunku rocznym właśnie podaje się w gospodarce wszelkiego rodzaju oprocentowania - kredytów, lokat, obligacji itd. Jak inflacje mamy roczną, to łatwo to ze sobą porównywać. Ale raz na jakiś czas, w sobotę, można sobie odejść od ustalonych wzorców.


Do odejścia od wzorca skłania mnie wygląd inflacji w ciągu ostatniego pół roku. Ale takiej liczonej miesiąc do miesiąca: w maju i czerwcu po 0,2%, potem sezonowe owocowo-warzywne spadki inflacji: w lipcu -0,5%, w sierpniu -0,3%, a we wrześniu 0,1%. Ostatni miesiąc z jakąś wyraźniejszą inflacją to był kwiecień, wtedy było 0,6%. To oznacza, że inflacja roczna wynosi 3,8%, ale w ciągu ostatniego półrocza tylko 0,3%. Stąd pomysł, żeby zbadać inflację sześciomiesięczną. W świecie takiej chyba nie znają, ale kto nam zabroni taką wymyśleć ? Oto ostatnie 10 lat inflacji zwykłej rocznej i tej sześciomiesięcznej:



Widać, że ta sześciomiesięczna zachowuje się zupełnie inaczej, jej wahania są większa, co zresztą nie powinno dziwić, bo to szereg z mniejszą liczbą danych. Ale czy z zachowania inflacji 6miesięcznej można wyciągnąć jakieś wnioski dotyczące przyszłego zachowania inflacji 12miesięcznej ? Spróbowałem porównać wielkość inflacji zwykłej i różnicy pomiędzy inflacją zwykłą i sześciomiesięczną. Można zauważyć, że kiedy ta różnica przekracza około 3,5 punktu procentowego, to jest to niezawodna zapowiedź rychłego spadku inflacji. Z drugiej strony kiedy różnica między inflacją roczną i półroczną spada w okolice 0,1 ( albo niżej ) to jest to zapowiedź szybkiego wzrostu inflacji



Po wrześniu różnica między inflacją roczną i półroczną to 3,45 punktu procentowego. W ciągu ostatnich 10 lat ta różnica była większa tylko 4 razy:

- 3,58% w grudniu 2004 - inflacja roczna wynosiła wtedy 4,4% i spadła do grudnia 2005 do 0,7%
- 3,60% w sierpniu 2008 - inflacja roczna 5%, spadła do stycznia 2009 do 3,1%
- 3,55% w grudniu 2009 - inflacja roczna 3,7%, spadła do lipca 2010 do 1,9%
- 3,89% w listopadzie 2011 - inflacja roczna 4,7%, spadła do maja 2012 do 3,7%

Moim zdaniem inflacja roczna w 2013 spadnie zdecydowanie bardziej niż się to obecnie większości wydaje. Nie zdziwię się, jeśli w drugim półroczu 2013 będziemy rozmawiać o ryzyku deflacji. 

17 komentarzy:

Njusacz pisze...

Rafał, pamiętasz pointę dyskusji nad tym dokąd zmierza czeski bankier centralny, a gdzie zatrzymał się jego polski odpowiednik? Ano niektórzy nad Wisłą mentalnie znajdują się jeszcze w 1992r...i dzielnie "walczą z inflacją".

Inna strona tej samej monety to świeżutki szacunek naszego NBPu dotyczący M3 we wrześniu...zerknij. Materiał na wpis albo dwa.

Rafał Hirsch pisze...

M3 śledzę na bieżąco i wygląda faktycznie coraz ciekawiej. absolutnie niesamowite jest dla mnie to, że nikt w RPP nie zwraca na M3 żadnej uwagi. Od lat w ich komunikatach nie było o tym ani słowa.

Toszt pisze...

Brakuje tylko zaznaczenia tych dat z końca wpisu na wykresie, a poza tym, to prawie jakbym czytał 'wykres dnia' Wojciecha Białka ;)

Anonimowy pisze...

1) Inflacja to nie żadne CPI, czy inne hokus-pokus, tylko wzrost podaży pieniądza. III RP na szczęście mierzy wzrost podaży pieniądza i systematycznie go publikuje. Inflacja mierząc ją na szerokim agregacie M3 w 2008 roku rosła o 18% rocznie, mierzona na wąskim (tylko pieniądz gotówkowy) wynosiła 20%! Obecnie inflacja mierzona na poziomie M3 to 10%, pieniądza gotówkowego to 5,5%.
2) Wzrost podaży pieniądza może się przełożyć na wzrost cen rozmaitych aktywów, niekoniecznie wzrost cen "koszyka konsumenckiego" i już w ogóle nie zgodnie z wagami ustalonymi przez jakiegoś cyfermistrza, w krótkim okresie.
3) W długim okresie każda inflacja znajduje przełożenie we wzroście cen konsumenckich. Niemniej przełożenie pomiędzy inflacją wygenerowaną przez BC, a wzrostem cen odczuwanym przez konsumentów może być bardzo długie.
4) Z takim faktem mieliśmy do czynienia w ostatnich latach. Inflacja znalazła swoje pierwotne ujście głównie w cenach materiałów budowlanych, paliw, nieruchomości, ziemii. Dopiero "po przejściu" przez te gałęzie w większym stopniu uderzy w konsumentów - choć część, która poszła przez paliwo już uderzyła.
5) Wysoką inflację, dzięki której można było zbudować mit zielonej wyspy (po pierwsze drukowanie pieniędzy, po drugie opodatkowanie ich stawką 50% obowiązującą w III RP) widzimy też świetnie w notowaniach złotego, które z roku na rok systematycznie są coraz niższe.
6) Inflacja to niewidzialny podatek nałożony przede wszystkim na klasę średnią i niską. Klasa bogaczy, szczególnie tych świadomych, sobie z tym poradzi i jeszcze zwiększy bogactwo, poprzez inwestowanie w aktywa dobrze radzące sobie w czasie inflacji.
7) Inflacja bardzo poważnie przyczyniła się do mocnego zubożenia społeczeństwa polskiego i do zdecydowanego rozwarstwienia pod względem bogactwa, z jakim mamy obecnie do czynienia.

Rafał Hirsch pisze...

M3 = inflacja ? bardzo ciekawa koncepcja. Jeszcze fajniej byłoby uznać, że inflacją jest średnia z rocznych opadów w Bieszczadach.

Anonimowy pisze...

Panie Rafale,

Mogę tylko napisać, że przykro mi, że Pan tego nie wie. Jeszcze bardziej mi przykro, że na moment nie zastanowił się Pan nad tym co napisałem, pomimo swojej niewiedzy.
CPI to tylko nieudolny (bo źle skonstruowany i manipulowany) wskaźnik mający na celu pokazanie maluczkim, że władzuchna wcale tak dużo nie drukuje. Wcale, wcale.
Jasne.
Tylko jak się wchodzi do spożywczaka to się można za głowę złapać, bo za kieszeń, to za późno.
Ale za to telewizor kosztuje tyle samo co 10 lat temu... no prawie, problemy są dwa 10 lat temu telewizor kupowało się właśnie na 10 lat. Przez co dzieląc 1200 na 120 miesięcy użytkowania wychodziło nam, że miesięcznie to 10 złotych (czyli na owe czasy ok. 8 bochenków chleba). Dziś natomiast telewizor służy średnio 5 lat, więc pomimo tego że CPI nie odnotował wzrostu jego ceny, jest on dwukrotnie droższy. Ale co najśmieszniejsze, pomimo tego, że na miesiąc kosztuje 20 zł, nie da się już za niego kupić 8 bochenków chleba, tylko około 6 sztuk. Oba problemy wyżej opisane stanowią kwintesencję głupoty posługiwania się CPI.

M3 z kolei jest szeroką miarą ilości pieniądza w gospodarce. Nie od parady został przez znacznie mądrzejszych ode mnie nazwany inflacją. Jeśli na chwilę założymy, że ilość dóbr pozostaje w gospodarce stała, to jeśli zwiększymy ilość pieniędzy przypadających na te dobra, to co stanie się z cenami tych dóbr? A czy te ceny wzrosną równomiernie? A jak nie wzrosną równomiernie, to co wzrośnie najbardziej?
Jeśli zatem najbardziej wzrosną ceny najbardziej nam potrzebnych dóbr, to kto zabiera owoce naszej pracy (owoce wzrostu gospodarczego) poprzez dodruk? I jak prawidłowo mierzyć inflację?

Mógłbym jeszcze tak długo, w zamian za to namawiam do lektury klasyków, zanim Pan zacznie znowu pleść 3po3 za przeproszeniem.

Rafał Hirsch pisze...

1. proszę nigdy więcej nie zakładać, że ilość dóbr pozostaje w gospodarce stała, bo to kompletnie bezsensowne założenie.

2. proszę zapoznać się z pojęciem velocity

3. prosze nie dziękować, że zajarzył pan nagle jak bardzo M3 rózni się od inflacji i że to zupełnie coś innego

pozdrawiam :)

Anonimowy pisze...

1. Co do założenia o stałej ilości dóbr w gospodarce - to takie ułatwienie. Łatwiej się rozumuje jeśli jeden z obiektów jest statyczny (nawet sztucznie). Mogę napisać inaczej:
jeśli ilość dóbr przyrasta wolniej niż ilość pieniędzy, to mamy do czynienia z sytuacją podobną do tej, gdzie ilość dóbr nie wzrasta, a ilość pieniądza przyrasta wolniej o ten przyrost dóbr.
2. VELOCITY
http://www.blogger.com/comment.g?blogID=5796306691741874940&postID=6626041377776433568
U SiP-a pod ww. adresem dnia:
7 października 2012 12:23:00 CEST

Wpisałem co nieco o money velocity. Zdecydowanie wiem na czym sprawa polega. To że velocity jest dziś na poziomach najniższych w ciągu ostatnich 30 lat, przy największej masie papieru jaka istniała w historii stwarza bezpośrednie zagrożenie wybuchu hiperinflacji, biorąc pod uwagę jeszcze nagromadzenie długów i deficytów we wszystkich gospodarkach. Ale nie o tym pisaliśmy.
Pisaliśmy o inflacji. Inflacja to nie CPI, PPI ani żaden inny stwór. Powtarzam - inflacja to ilość pieniędzy w gospodarce. Po prostu. Na szczęście ilość pieniędzy się mierzy - szeroka miara ilości pieniędzy w gospodarce to M3. Oddaje lepiej ilość pieniądza w gospodarce niż M1 (pieniądze w gotówce i na żądanie), gdyż obejmuje też krótkoterminowe instrumenty, które za kilka miesięcy zostaną zamienione na gotówkę.
3. Nie będę Panu dziękował za kolejne napisanie nieprawdy - to znaczy za powielanie niewiedzy raczej.
INFLACJA TO WZROST ILOŚCI PIENIĘDZY W GOSPODARCE. W KRÓTKIM OKRESIE MOŻE ALE NIE MUSI PRZEŁOŻYĆ SIĘ NA WZROST CEN ARTYKUŁÓW KONSUMENCKICH. W DŁUGIM OKRESIE PRZEKŁADA SIĘ ZAWSZE.
NIEUDOLNE PRÓBY MIERZENIA WZROSTU CEN KONSUMENCKICH, GDZIE ZE WZGLĘDU NA PREFERENCJE KONSUMENCKIE USUWA SIĘ Z CPI W US WOŁOWINĘ I ZAMIENIA SIĘ JĄ NA DRÓB, CO WYNIKA BEZPOŚREDNIO ZE WZROSTU CEN WOŁOWINY NAJLEPIEJ ŚWIADCZY O MECHANIZMACH RZĄDZĄCYCH RZĄDOWYMI STATYSTYKAMI.

Anonimowy pisze...

Inflacja to oczywiście przyrost ilości pieniędzy, a nie ilość pieniędzy.

Anonimowy pisze...

Może jeszcze podrzucę link dla tych co nie lubią czytać samodzielnie, a wolą posłuchać - 10 min.:
http://www.youtube.com/watch?v=NtdXdeKIf8c

Aha - i jeszcze jedno - trzeba być naprawdę oderwanym od rzeczywistości, żeby wierzyć, że na przestrzeni ostatnich 5 lat ceny konsumenckie wzrastały o jakieś 4% rocznie - sorry.

Jarema pisze...

Tak, tak panie Rafale M3 = inflacja. Inflacja to jest po prostu przyrost pieniądza w gospodarce.

Rafał Hirsch pisze...

Dobra, nie chce mi się wam tłumaczyć. Oczywiście można najpierw zmienić definicje inflacji i podciągnąc pod to wszystkie możliwe aktywa, potem podważyć dane statystyczne i wyśmiać to, że inflacja to 4%, bo to nieprawda, a potem już oczywiście można kontynuować w sposób mniej lub bardziej poetycki. Tylko, że to nie jest poważna dyskusja, tylko pierdolenie o Szopenie. W ten sposób można dojść do każdego, dowolnego wniosku. Ale w sumie to nie mój problem. Łącze ukłony.

Jarema pisze...

Nie ma co się denerwować, definicję inflacji zmieniono. Ale całkiem niedawno! Bowiem zawsze definicją była podaz pieniądza, Rafale nie osmieszaj się: http://economics.about.com/b/2008/04/17/did-the-dictionary-definition-of-inflation-change-in-the-late-1980s.htm

Jarema pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Rafał Hirsch pisze...

wow. świetnie. pogadajmy o jeszcze paru innych rzeczach, które kiedyś były a dziś już ich nie ma. co z tego, że kiedyś inflacje definiowano inaczej ? to było kiedyś, a dzisiaj jest dzisiaj, kropka. polecam też chwilę zadumy nad tym dlaczego tę definicje zmieniono ? może na przykład dlatego, że nagle się okazało, że ta stara jest do bani, bo dzisiaj pieniądz powstaje i krąży zupełnie inaczej niż 30 lat temu ? bo wtedy nie było money market funds, nie było collateral chains i nie było shadow bankingu, czyli zjawisk, które powodują, że M3 owszem jest skorelowane z inflacją, ale już z pewnością dzisiaj to nie jest to samo ? to, że kiedyś było inaczej nie jest żadnym argumentem. proszę się zaktualizować, wiedza sprzed 20 lat jest dziś bezużyteczna.

Anonimowy pisze...

Problem polega na tym, że ta wiedza to uniwersalna wiedza przekazywana sobie przez ludzkość od wieków, a nawet już tysiącleci. Bo o dziwo obecne problemy gospodarcze i ustrojowe były znane już Grekom i Rzymianom.
Można oczywiście się obrazić na prawdę i zabrać zabawki z piaskownicy. Ale można też zainteresować się co stoi za tymi "przestarzałymi" twierdzeniami.
Bo za śmiesznie niskim velocity stoi prozaiczna przyczyna. Po prostu ujemna realna stopa procentowa, z uświadamianą społeczeństwu zerową inflacją.
Nikomu się nie spieszy do szybkiego wydania swoich papierków. To wszystko potrwa do czasu - na szczęście krótko.
Może jak już niespodziewanie velocity zacznie rosnąć w US po pewnym WYDARZENIU zrozumie Pan, że mechanizmy ekonomii się nie zmieniły, a krach nie jest przypadkowy, tylko solidnie na niego zapracowaliśmy jako ludzkość. Mam nadzieję, że wówczas banksterzy nie skąpią świata w uranie i plutonie.

Anonimowy pisze...

A może definicję zmieniono, bo wiedziano, że za moment (czyli w ciągu kolejnych 30 lat) zostanie wydrukowanych największa ilość papierków jakie kiedykolwiek świat widział? Jedynym sposobem w jaki udało się wydrukować tą górę nic nie wartego papieru, było wmówienie ludziom, że inflacji nie ma, gdyż warunkiem koniecznym było niskie velocity. I to się nawet świetnie udało. Ludzie nie połączyli rosnącej bani nieruchomościowej i rosnącej ceny ropy z coraz większą górą papierów. Te wydrukowane papiery były lokowane w rozmaite aktywa powodując rozmaite niedostosowania ekonomiczne na przestrzeni tych dziesięcioleci. I za każdym razem, kiedy gospodarka właśnie zabierała się do oczyszczenia - czyli solidnej recesji, świat otrzymywał strzał w postaci świeżo drukowanych papierków. Do tego dzięki rezerwie cząstkowej efekt strzału ten był wielokrotnie potężniejszy niż pierwotny.
Obecnie mamy przed sobą już matki wszystkich bani. Banię kredytową, banię na obligacjach i banię na deficytach i zadłużeniu wszystkich Państw. Pęknięcie tych bani to kwestia miesięcy (może i kilkunastu), a wszystko się zapewne zacznie od bani na obligacjach.
Ma Pan już zakupione metale szlachetne w postaci fizycznej, bez ryzyka strony trzeciej - pytanie retoryczne :)