deficyty a bezrobocie

Dlaczego mniejszy dług państwa może przełożyć się na mniejsze bezrobocie w państwie ?

Na pierwszy rzut oka może sie wydawać, że większy dług jest lepszy, bo jak więcej pożyczymy, to więcej mamy, a wtedy jesteśmy bogatsi. Większość z nas woli być zadłużona i mieć mieszkanie na kredyt niż nie mieć ani kredytu ani mieszkania. Sęk w tym, że państwo jest w o tyle gorszej sytuacji, że pożyczać musi bez przerwy, więc nieustannie jest narażone na zmiane warunków kredytu. Z drugiej strony ludzie pracują nie w państwie, a w firmach, a w warunkach deficytu państwo staje sie dla firm groźnym konkurentem.

W sytuacji deficytu budżetowego państwo, aby finansować ustanowione ustawami wydatki budżetowe, musi pożyczać pieniądze w sposób ciągły. Robi się to na przetargach, pare razy w miesiącu, sprzedając obligacje, albo bony skarbowe. Z drugiej strony kupują je różnego rodzaju fundusze inwestycyjne, emerytalne, inwestorzy zagraniczni, ale głównie kupują je banki. Dla banku kupno obligacji rządowych to doskonały interes. Ludzie zanoszą pieniądze do banku na lokatę np. 5% rocznie, bank za te pieniądze kupuje rządową obligację na 6% i zarabia na czysto 1%. Ryzyko, że państwo nie odkupi obligacji, czyli nie spłaci swojego długu bankowi jest minimalne. Bankom opłaca się to tym bardziej, im wyżej oprocentowane są obligacje. Wyższe oprocentowanie można na rządzie wymusić wtedy, kiedy wszyscy wiedzą, że rząd absolutnie nie ma wyjścia i musi natychmiast pożyczyć pieniądze. Czyli wtedy kiedy dziura w budżecie jest wyjątkowo duża i rosnąca.

Czyli im większy deficyt, tym większy zysk dla banków finansujących rząd, poprzez kupno obligacji. To jednocześnie oznacza, że im większy deficyt, tym większą część pieniędzy z depozytów banki będą skłonne lokować w finansowanie rządu, a to z kolei przekłada się na stosunkowo mniejsze finansowanie firm. Z punktu widzenia banku firmy zatrudniające ludzi i rząd występują jako konkurenci. Jeśli rząd przebija swoją ofertą firmy, wtedy firmy zostają bez kredytów. Albo dostają je, ale drożej ( bo muszą przebić te 6, czy 7% które płaci bankom rząd ). To powoduje, że w firmach rosną koszty odsetek od tych kredytów i wtedy firma, jeśli chce nadal przynosić takie zyski jak dotychczas, musi ciąć koszty gdzieś indziej. I wtedy dośc często pojawiają się tak zwane zwolnienia grupowe. Tnie się koszty wynagrodzeń, czyli zwalnia ludzi.

Ale w drugą stronę to też działa. Jeśli nagle rząd mniej wydaje z budżetu i zmniejsza mu się dziura, to jego pozycja wobec banków staje się mniej rozpaczliwa i błagalna, wtedy to rząd może podyktować swoje warunki, wtedy to banki zaczynają konkurować między sobą o to, kto może kupić te fajne, bezpieczne, rządowe obligacje. W efekcie ich oprocentowanie maleje, w efekcie więcej banków więcej kasy przerzuca na finansowanie firm ( bo coś z tą kasą trzeba w banku robić ). Wtedy kredyt nagle staje się łatwiej dostępny i tańszy. W firmach po pierwsze maleją koszty odsetek, a po drugie mogą pojawić się inwestycje w rozwój, co często pociąga za sobą potrzebę zatrudnienia nowych pracowników. Na przykład można wybudować sobie za kredyt nową halę fabryczną, wyposażyć ją w linie produkcyjne i zatrudnić do ich obsługi 50 osób. Wcześniej tę halę też ktoś będzie musiał budować.

Oczywiście wypełnianie się takiej zależności trwa długo, często wiele miesięcy, a ponadto zarówno na poziom stóp procentowych, jak i deficytu budżetu, czy poziomu bezrobocia ma wpływ wiele różnych innych czynników, często z zagranicy, zupełnie niezależnych od rządu, czy też banków. Ale to tylko oznacza, że tym bardziej na wszelki wypadek warto mieć mały deficyt, albo nie mieć go wcale, żeby dodatkowo nie psuć sytuacji w firmach i na rynku pracy. To się zawsze opłaca.

W Polsce po 1989 nie było ani jednego roku, w którym deficytu budżetu i całego sektora publicznego by nie było.

Obama napędził stracha

VIX to amerykański "indeks strachu". Obliczany na podstawie ruchów cen opcji na indeksy giełdowe i akcje pokazuje jak bardzo rynek jest zmienny, czyli inaczej mówiąc "rozdygotany". Taki wzrost zmienności pokazuje, że na rynku rośnie niepewność, a to z kolei zwiększa ryzyko jakiegoś większego załamania. Jak widać na wykresie w momencie krachu ( po upadku Lehman Brothers ) w październiku 2009 VIX był na poziomie rekordowo wysokim, do którego teraz sporo nam brakuje. Ale tez widać, że takiego skoku w górę jak w tym tygodniu nie było właśnie od momentu udpadku Lehman Brothers. To pokazuje jak bardzo propozycja Obamy, aby ograniczyć działalność amerykańskich banków ( wprawdzie on mówi o ograniczeniu ryzyka, ale to się sprowadza do ograniczenia działalności ) poruszyła i zdenerwowała rynek. Jak bardzo pomysł, aby odgórnie i ręcznie ograniczyć ryzyko, to ryzyko zwiększa.

Amerykańskie indeksy mają za sobą najgłębszy trzydniowy spadek od lutego 2009. W najlepszym wypadku to wygląda na początek korekty spadkowej. Jeśli natomiast załozyć, że propozycje Obamy wejdą w życie, to czytałem opinie, że spowoduje to ( ze względu na wzrost niepewności ) spore ograniczenie aktywności banków, co pociągnie za sobą istotne ograniczenie płynności na rynkach finansowych, konieczność zawiązywania rezerw w bilansach banków na instrumenty, które przez to straciły płynność, czyli jednym słowem dojdziemy do kolejnego kryzysu w amerykańskim sektorze bankowym. To oczywiście, tak jak ostatnio, przełoży się na gospodarkę realną, gorszy i drozszy dostęp do kredytu, znaczny spadek nastrojów wśród przedsiębiorców i w efekcie recesję. I znowu zapewne trzeba będzie za pieniądze podatnika ratować banki przed upadkiem. I jak już zostaną uratowane, niewykluczone, że usłyszymy, że to wszystko wina banków. I że trzeba zakazać ryzyka i inne głupstwa. Dla rynków może to jednak przede wszystkim oznaczać, że giełdy porzucą teorię o odbiciu w kształcie V i powrócą do teorii o recesji w kształcie W. A to moze oznaczać, ze to nie jest korekta, tylko powrót do bessy. to jeszcze nie jest scenariusz bazowy, ale VIX pokazuje, ze na rynku chyba są juz tacy, którzy zaczęli sie znowu nad tym powaznie zastanawiać.

obligacje pokazują, że w finansach jest lepiej


rentowność polskich obligacji osiągnęła swoje ostatnie minimum na początku sierpnia, kiedy w kraju nowelizowano budżet na 2009 i wszyscy prześcigali się w ponurych prognoz dotyczących wielkości deficytu sektora publicznego i stosunku długu publicznego do PKB. Deficyt sektora rzeczywiście w 2009 był bardzo duży, ale jak widać obecnie rynek chyba zaczyna zakładać że w 2010 będzie lepiej. Od początku roku rentowność obligacji wyraźnie spada ( czyli cena obligacji rośnie, czyli popyt musi być spory ). Wczoraj rządowi udało się sprzedać na rynku euroobligacje az za 3 mld EUR, chociaz początkowo planowano pozyczyć w ten sposób tylko 1 mld EUR. Spory popyt na euroobligacje i spadająca rentowność tych "zwykłych" obligacji denominowanych w PLN mozna to interpretować jako wyraz zaufania do państwa ze strony międzynarodowych rynków finansowych.

finanse WOŚP

z powodów dośc oczywistych, akurat dzisiaj, tknęła mnie ciekawość i postanowiłem znaleźć odpowiedź na pytanie " ile pieniędzy w WOŚP idzie na "samo dobro" a ile na oprawę tego fenomenu ? Czyli jak dam dzieciakowi z serduszkami stówkę do puszki, to ile z tej stówki będzie na pompy insulinowe, defibrylatory itd, a ile na czynsz w biurze, łącza satelitarne przy produkcji telewizyjnej itd. Odpaliłem ostatnie dostępne sprawozdanie roczne WOŚP i podliczyłem :

- przychody to 41,817 mln PLN ( tylko 33,7 mln z orkiestry, reszta z innych źródeł )

Kosztów nie związanych z "samym dobrem" jest kilka i wiąża się głównie z działalnością promocyjną :

- koszt akcji "1% podatku" to 0,294 mln zł
- koszt organizacji finału zbiórki Orkiestry to 1,717 mln zł
- koszt organizacji Przystanku Woodstock to 1,933 mln zł
- koszt finansowy - strata na wykupionych jednostkach uczestnictwa w funduszach inwestycyjnych to 1,612 mln zł

Razem koszty funkcjonowania tej maszyny to 5,556 mln zł. Czyli inaczej mówiąc 13,29% przychodów.

Czyli dając stówkę do skarbonki daję 86,71 zł na rewelacyjną akcję zaopatrywania polskiej służby zdrowia w potrzebny sprzęt medyczny. Jednocześnie też J.Owsiak z mojej stówki zabiera sobie 4,11 zł na organizację finału ze światełkiem do nieba i setką wejść do telewizji. Dodatkowo pobiera 4,62 zł na organizację festiwalu rockowego Woodstock.

Myslę że warto to wiedzieć. Większość na pewno uzna, że warto poświęcić tych 8,73 zł po to aby móc dać 86,71 zł na sprzęt medyczny. Ale żeby mogła tak uznać, najpierw powinna być o tym poinformowana.

Większość, która wspiera WOŚP powinna też wiedzieć, że ich pieniądze są inwestowane na giełdzie za pośrednictwem funduszy inwestycyjnych. To już moim zdaniem jest problem. W sprawozdaniu wyraźnie jest napisane, że fundacja WOŚP w 2008 straciła w funduszach inwestycyjnych 1,6 mln zł. Czyli jak daję stówkę do skarbonki, to potem 3,85 zł z tego przepada na rynku kapitałowym. Rozumiem, że w dużych fundacjach istnieje problem zarządzania gotówką, nie wydaje się wszystkiego naraz, w związku z czym trzeba coś robić z pieniędzmi, które wyda się później. Ale nie sądze, żeby pomysł, aby wsadzić je do funduszu akcji, albo zrównoważonego ( bo na obligacyjnym tyle by chyba nie stracili ) był pomysłem najlepszym. Wolne środki trzyma się albo na lokatach, albo ewentualnie w obligacjach rządowych. Fundacja nonprofit chyba raczej powinna wystrzegac się ryzyka związanego z inwestowaniem w akcje. A jeśli chce zaryzykować, powinna o tym poinformować tych, od których ma pieniądze. Czyli większość dającą stówkę na samo dobro. Jakoś sobie nie przypominam żadnej informacji ze stony WOŚP o tym, że lokują pieniądze w funduszach inwestycyjnych.

I jeszcze jedna rzecz.

WoŚP jest najlepiej kojarzącą się marką w Polsce. Jedną z najbardziej znienawidzonych marek w kraju jest NFZ. WOŚP szybko i sprawnie zbiera dużo pieniędzy na potrzebne rzeczy, czego nie robi NFZ, bo to marnotrawiąca środki biurokracja, przez którą chorzy głównie cierpią. Takie mniej więcej jest postrzeganie rzeczywistości przez ogół.

Fundacja WOŚP na cele niezwiązane bezpośrednio z ochroną zdrowia wydała w 2008 13,29% swoich przychodów.

NFZ na cele niezwiązane bezpośrednio z ochroną zdrowia wydał w 2009 1,5% swoich przychodów. Jeśli to miara efektywności działania, to znienawidzony NFZ jest prawie 9 razy bardziej efektywny od uwielbianego WOŚP. Oczywiście NFZ nie musi prowadzić kosztownych akcji promocyjnych, bo jest państwowym monopolem, który dostaje pieniądze ze składek. Ale z drugiej strony w WOŚP pracują głównie wolontariusze, którym nie trzeba płacić. Więc różnica blisko dziewięciokrotna chyba jednak mogłaby być mniejsza. Nie wiem czy finał orkiestry musi kosztować 1,7 mln zł, a festiwal Woodstock prawie 2 mln. Może nie musi. Wiem na pewno, że 1,6 mln zł straty w funduszach jest do uniknięcia.

PKO BP kluczem do 2600, a potem w dół


To, co w najbliższych tygodniach będzie się dziać na GPW zależy obecnie od zachowania się kursu PKO BP. Trwa walka o wybicie ponad szczyty z ostatnich miesięcy. Jeśli to się uda, wzrost notowań PKO BP moim zdaniem bardzo ułatwi rynkowi szybkie dojście do poziomu 2600. Z kolei niepowodzenie i zejście poniżej linii przechodzącej w okolicach kolejnych, wyższych dołków, może być sygnałem do kapitulacji i wejścia rynku w korektę.

Od lipca uważam, że WIG20 powinien dojść w okolice 2600-2700, po czym powróci trend spadkowy. Wyjście PKO BP ponad ostatnie szczyty moim zdaniem sprawi, że ostatni fala wzrostowa osiągnie swój szczyt w lutym/marcu, czyli mniej więcej rok po jej rozpoczęciu. pewnie zbiegnie się to z danymi o kilkuastoprocentowym wzroście produkcji/prognozami wzrostu PKB w I/II kwartale o 4-5%/poprawą prognoz MFW dla świata/pierwszymi wypowiedziami nowej RPP o możliwych podwyżkach stóp procentowych/ podaniem konkretnej daty wprowadzenia na GPW krótkiej sprzedaży i ETFu naśladującego WIG20. To wszystko moim zdaniem będą powody do tego, żeby akcje sprzedawać, a nie kupować.